Archiwum autora: vwMYUsmBUk

Pierwsza wizyta – ważne informacje


Spotkałam się z wynikami badaniami (niestety, nie znam źródła), że klient zapamiętuje z każdej sesji około 6% przekazywanych informacji. Dlatego ważne kwestie warto zapisać, aby była możliwość powrócenia do nich, gdy pamięć zawiedzie.

Początek wspólnej pracy
Wizyty umawiane są telefonicznie. Przed pierwszą wizytą pytam klienta o ogólna definicje problemu, bo być może jest to temat, z którym nie będę mogła pracować. Drugim powodem wstępne rozeznanie, czy dni tygodnia i lokalizacja wpasują się w dostępność klienta. Kiedy nie ma możliwości rozmowy- pozostaje sms (501000262) lub mail (monikaw.psycholog@gmail.com). Przed pierwszą wizytą wysyłam klientowi dokładny adres, koszt sesji, informacje na temat formy płatności.

Ważna informacja- klient może odwołać lub przełożyć sesję nie później niż 24 godziny przed wizytą. Wszystkie zasady, prawa i obowiązki psychoterapeuty i klienta procesu zawarte są w kontrakcie terapeutycznym

Klient czy pacjent?
Mówiąc uczciwie, nie ma to większego znaczenia, jakie określenie jest używane. Nie ma idealnego. Każde ma swoje plusy i minusy. Sformułowania „pacjent” częściej używają psychiatrzy- psychoterapeuci, psychoterapeuci nurtu psychodynamicznego, psycholodzy kliniczni. Niektórzy uważają, że słowo „pacjent” zawiera sugestię, że osoba jest chora. Klient natomiast kojarzy się wielu ze zbyt biznesowym podejściem. Ja dla podkreślenia równości, partnerstwa w relacji używam określenia „klient”. W slangi terapeutycznym często stosowane jest skrót p/k.

Początek sesji
Najczęściej nie przedstawiamy się sobie oficjalnie. Poznaliśmy się już wcześniej. Zazwyczaj proszę klienta, aby powiedział już bardziej szczegółowo, co go do mnie sprowadza i dlaczego właśnie TERAZ zdecydował się na konsultację Po tej części jeszcze raz weryfikuję czy mam odpowiednie kompetencje, aby podjąć pracy z klientem, z jego sprawą. Klient może wcześniej przemyśleć listę problemów do pracy, swoje cele. Najlepiej mając na uwadze metodologię SMART. Cel powinien być
sformułowany w sposób prosty (simple), mieć określone po czym klient pozna, że jest został osiągnięty (mierzalny). Będący wyzwaniem (ambitny, chociaż w psychoterapii wszystkie cele takie z reguły są). Możliwy do osiągnięcia, w obszarze, na który klient ma wpływ, odnoszący się do „ja”. Dobrze, jeżeli ma określony ogólny termin osiągnięcia pojedynczego celu, termin realizacji zadania domowego (terminowy).

Pierwsze 2- 3 sesje nazywane są konsultacjami. Celem jest zebranie wywiadu, określenie listy problemów, tematów do pracy, sformułowanie celów i spodziewanych efektów. Jest to konieczny etap, aby zdecydować o właściwych metodach pracy i interwencjach terapeutycznych. Nie określam długości trwania terapii. Należy przygotować się na proces długoterminowy, zwłaszcza, jeżeli mierzymy się z traumą relacyjną, wczesnodziecięcą. Jednocześnie moją miarą sukcesu jest proces jak
najkrótszy i najbardziej skuteczny. Można spotkać się z informacjami, że protokoły CBT zakładają konkretną liczbę sesji, np. 12-14 w przypadku ataku paniki. Tak, ale do badań nad skutecznością konkretnego już protokołu trafiają klienci/ pacjenci, którzy są po wywiadach, zbadaniu historii życia, najczęściej z jedną diagnozą przy użyciu baterii specjalistycznych narzędzi, po konsultacji psychiatrycznej, wyedukowani, przygotowani do pracy konkretnym protokołem.

Diagnoza – bardzo trudny i czasochłonny proces. W zasadzie rzadko stawiam szybko diagnozę. Oczywiście należy mieć na uwadze, że lepiej się coś leczyć, jak się wie, co leczyć. Ja uważam, że proces profesjonalnej diagnozy to osobny złożony proces, którego celem jest postawienie właśnie trafnej, rzetelnej i odpowiedzialnej diagnozy psychologicznej. Do tego służą wystandaryzowane narzędzia i specjalistyczna wiedza. Decydujemy wspólnie z klientem, czy taki proces będzie dla niego przydatny. Często klienci przychodzą z diagnozą, np. depresji lub zaburzeń lękowych (często nazywanych archaiczną „nerwicą”). Nie podważam i nie dyskutuję z diagnozą innego specjalisty.
Jednocześnie cały czas sprawdzamy i konceptualizujemy przyczyny objawów, ich funkcje, znaczenie, szukamy powiązań z historią życia, doświadczeniami. Osobiście najbliżej mi do następujących mechanizmów wyjaśniających problemy klienta, oprócz diagnozy nozologicznej lub częściej- kliku diagnoz.

  1. Przychodzimy na świat z pewnym wyposażeniem biologicznym (temperamentem, czyli typem układu nerwowego). Pierwszą potrzebą jest nawiązanie relacji z drugim człowiekiem (matką) i tego szukamy najpierw, dopiero potem pokarmu. Mamy dobrze wykształcony pień mózgu, odpowiadający za odruchy (np. oddychanie, pobieranie pokarmu) oraz układ pozwalający na „czytanie” emocji (reakcja walcz, uciekaj, zamroź się). Kora przedczołowa dopiero będzie się rozwijać (język, pojęcia
    werbalne, nazywanie, umiejętności analityczne, wyższe funkcje emocjonalna, emocje złożone). Uczymy się zatem o sobie, świecie, innych ludziach poprzez „język” emocjonalny. Reakcje emocjonalne opiekunów, ich kondycja psychiczna, to jak reagują na emocje dziecka jest absolutnie kluczowa.
  2. To, czego uczymy się, odkąd przychodzimy na świat (zarówno na poziomie emocji, przekazu werbalnego, obserwacji zachowania) w połączeniu z wyposażeniem biologicznym wpływa na to, czy potrafimy się potem samoregulować na poziomie emocji, myśli, zachowań. Często te procesy są rozregulowane i zniekształcone. Zdarzenia traumatyczne, kryzysowe mogą być swoistym „granatem”,
    który dezorganizuje nasz wewnętrzny porządek. Mogą uruchamiać strategie radzenie sobie (te przydatne i te nieadaptacyjne), wzmacniać lub zmieniać dotychczasowe przekonania o sobie, świecie, innych ludziach.

Niektórzy klienci wolą styl pracy polegający na omawianiu sytuacji z ostatniego czasu, poprzedniego tygodnia i na ich podstawie odwołujemy się do przeszłości, kiedy uczyli się obecnych strategii. Inni natomiast wolą pracować nad konkretnych objawem, zaburzeniem, np. atakami paniki. Jest to opcja możliwa i jako psychoterapeutka poznawczo- behawioralna dysponuję protokołami, metodami pracy dedykowanymi konkretnym zaburzeniom, ale nawet w tzw. CBT ogromną wagę przywiązuje się do emocji, zachowań emocjonalnych oraz „historii uczenia się” i jednak częściej okazuje się, że te wczesne doświadczenia mają sporo wspólnego z obecnymi objawami. Psychotraumatologia i CBT są podejściami komplementarnymi, czyli uzupełniającymi się. Jest przykładana należyta waga uczenia się emocji, zanim jeszcze potrafiliśmy cokolwiek nazwać słowami i zapamiętać, a nasze obecne zasoby wynikające z rozwiniętej kory przedczołowej pozwalają zrozumieć, nazwać i efektywnie zmienić nieprzydatne już teraz strategie.

koronawirus a terapia EMDR

koronawirus a terapia EMDR ilustracja
Pandemia koronawirusa/autor Ashkan Forouzani/licencja Unsplash
Sytuacja związana z koronawirusem jest sytuacja kryzysową, co oznacza, że może przekraczać możliwości jednostki poradzenia sobie z nią samodzielnie. Odpowiedzią na zagrożenie traumą wywołane przez koronawirus może terapia EMDR.

Kiedy mamy do czynienia z sytuacją kryzysową, a w tym przypadku nawet traumatyczną, to po fazie szoku człowiek stara się przystosować do nowych warunków. Adaptacja jest procesem związanym z wysiłkiem. Dlatego, jeżeli sytuacja kryzysu i stresu przedłuża się, może dojść do fazy wyczerpania. W sytuacji epidemii jesteśmy w sytuacji zagrożenia dotyczącej nie tylko teraźniejszości, ale i przyszłości. Brakuje poczucia, że zagrożenie minęło i należy już do przeszłości. Nie jest niczym dziwnym, że w takiej sytuacji towarzyszy nam lęk, poczucie niepokoju, wrażenie wyczerpania, złość, irytacja, a niekiedy i poczucie winy. Z powodu przedłużającej się sytuacji izolacji i niepewności zostały przygotowane procedury sesji EMDR, aby pomóc osobom, które szczególnie silnie odczuwają negatywne emocje związane z pandemią.

Procedury te są krótkie, konkretne i co szczególnie ważne dla pracy online, nie wymagają pracy z przeszłością. Celem ich zastosowania jest przywrócenie poczucia kontroli i obniżenie poziomu lęku i niepokoju. Główna procedura została opracowana w Izraelu przez Gary’ego Quinn’a i tam też zastosowana. Pozostałe protokoły są adaptacją narzędzi Francine Shapiro oraz Roberta Millera. Obecnie sesje przeprowadzane są w już w całej Europie, szczególnie dużo sesji przeprowadzone jest w Włoszech i stąd też są informacje o pozytywnych efektach takiego sposobu pracy.

Sesje oparte są na autostymulacji- tappingu (opukiwaniu) kolan lub ramion przez klienta równolegle z przekształcaniem negatywnych myśli na treści bardziej adaptacyjne i pozytywne. Dodatkowo stosowane są procedury wizualizacyjne, pomagające radzić sobie z wewnętrznym bólem i przerażeniem. Wspierające są techniki relaksacyjne, które „uspokajają” części układu nerwowego odpowiadające za emocję strachu. Co ważne – klient może w przerwie sesjami sam stosować poznane techniki, kiedy tylko uzna, że potrzebuje uspokoić się i wyciszyć.

Podsumowując, jeśli odczuwasz długotrwały stres lub zagrożenie spowodowane przez koronawirus Cię paraliżuje, terapia EMDR może być rozwiązaniem dla Ciebie.

Nie jesteś pewien, czy to terapia dla Ciebie? Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej na temat terapii EMDR. Sprawdź też koszt terapii EMDR w cenniku.

Masz dodatkowe pytania? Napisz je w komentarzu poniżej lub skorzystaj z formularza kontaktowego.

Czym jest EMDR?

Eye Movement Desensitization and Reprocessing (EMDR) – nazwa ta najczęściej tłumaczona jest na język polski jako „Terapia odwrażliwiania za pomocą ruchu gałek ocznych” i chociaż nie jest to tłumaczenie w pełni adekwatne, do tej pory nikt nie zaproponował niczego bardziej trafnego. Obecnie stosowane są różne formy stymulacji: przy pomocy pulsatorów, słuchawek, specjalnych urządzeń z punktem świetlnym, dotykowa (u małych dzieci), czy autostymulacja w terapii online.

Osobą, która opracowała zasady terapii EMDR jest Francine Shapiro i to ona odkryła, że szybkie i powtarzające się ruchy oczami wpływają na obniżenie się poziomu lęku i negatywnych odczuć doświadczanych przez osoby, które wcześniej przeżyły tragiczne, traumatyczne wydarzenia. Szczegółowo opisuje początki przygody z tą formą pracy oraz procedurę EMDR w książce „Zostawić przeszłość w przeszłości”.

Terapia EMDR została zastosowana na szerszą skalę w terapii weteranów z Wietnamu, którzy cierpieli na Zespół Stresu Pourazowego (PTSD). Procedura EMDR okazała się skuteczna i obecnie jest rekomendowana przez organizacje:

  • Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne (APA)
  • Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) – polecana jako terapia łagodząca skutki traumy
  • International Society for Traumatic Stress Studies (Międzynarodowe Towarzystwo Badań nad Stresem Traumatycznym).
  • Ministerstwo Obrony i Lecznictwa dla Weteranów USA

EMDR to ustrukturalizowana forma terapii, ma dokładnie opisaną procedurę. Szczególnie istotne jest odnalezienie zdarzenie źródłowego, które jest przyczyna obecnych problemów. EMDR widzi zaburzenie klienta z takiej perspektywy: aktualne zachowania i reakcje mogą być manifestacją wcześniejszych i nieprzetworzonych traum przez „duże” T (na przykład: katastrofy, wypadki, gwałt, molestowanie seksualne lub „małe” t (zaniedbanie emocjonalne, oddzielenie od rodziców). Szukamy zatem sytuacji źródłowych po to, aby te trudne zdarzenia nie miały wpływu na obecne funkcjonowanie, nie uruchomiały starych, już teraz nieużytecznych skryptów i schematów. O ile w sytuacji zagrożenia tamte zachowania i reakcje emocjonalne były chroniące i umożliwiały przetrwanie, o tyle teraz, kiedy zagrożenia już nie ma utrudniają funkcjonowanie.

Neurotek EMDR pulsator

pulsator EMDR

Sam proces stymulacji, czyli przesuwanie dłonią przed oczami pacjenta czy używanie elektronicznych urządzeń do stymulacji dotykowej, słuchowej lub wzrokowej, który wydaje się taki najbardziej inny od pozostałych form terapii jest narzędziem, a nie celem terapii. Stymulacja to proces, który przetwarza źródłowe, zablokowane wspomnienie i jeżeli nie jest to „właściwe” wspomnienie, to efekt nie będzie tak dobry, albo nie będzie go w ogóle. EMDR działa na poziomie neurobiologii mózgu, dowodzą tego badania neuroobrazowania- widoczne są znaczące różnice aktywacji obszarów w mózgu, odpowiedzialnych za odczuwanie lęku i automatyczne reakcje emocjonalne (np. aktywność ciała migdałowatego obniża się, a aktywność kory przedczołowej jest wyższa) u pacjentów w terapii EMDR.

Celem EMDR jest uaktywnienie wrodzonego systemu przetwarzania informacji, integrującego w pamięci doświadczenia, które ze względu na swoją siłę lub czas trwania przekroczyły możliwości poradzenia sobie i pozostają nieintegrowane, co powoduje ciągłe ich przeżywanie lub nadmiarowe i nieadekwatne reakcje na bodźce kojarzone z wydarzeniem. EMDR pozwala na nadanie im właściwego znaczenia, zrozumienie, przetworzenie dotychczas nieprzeżytych emocji i zapisanie wspomnienia we właściwym miejscu w sieci pamięciowej („zostawić przeszłość w przeszłości”).

Jeśli powyższy arttykuł zainteresował Cię, sprawdź ofertę terapii EMDR w cenniku.

Emocje są ważne?

Emocje są ważne, to stwierdzenie, które powtarzają niemal wszyscy a psycholodzy to już na pewno. Zdanie powtarzane jak mantra. Z jakiego powodu emocje są ważne? Po pierwsze: emocje czujemy wszyscy. Emocje podstawowe: radość, smutek, strach, wstręt, złość są uniwersalnym „językiem” – co wiele lat temu wykazał Paul Ekman w swoich badaniach. Niezależnie od kultury są one wyrażane w podobny sposób i bez większego trudu rozpoznawane. Uwagę zwraca fakt, że przeważają emocje nieprzyjemne, ale to właśnie taki zestaw gwarantował i nadal gwarantuje gatunkowi ludzkiemu przetrwanie. Radość i smutek kształtują relacje społeczne, informują, że ktoś lub coś jest ważne. Wstręt chroni przed trującym jedzeniem, pozwala na uniknięcie toksycznych substancji. Złość (gniew) motywuje do walki, odstrasza przeciwników, jest nośnikiem energii. Strach – bardzo „nielubiana” emocja, ale bardzo potrzebna, bo informuje o zagrożeniu i uaktywnia strategię: „walcz, uciekaj lub zamroź się” i pomaga przeżyć w znaczeniu dosłownym ale też przetrwać psychicznie. Można by przypuszczać, że emocje kiedyś miały większe znaczenie, niż obecnie. Mają jednak co najmniej takie samo, jak nie większe, bo jeśli działają dobrze, to są niezawodnymi przewodnikami po coraz bardziej skomplikowanym świecie.

Warto też przypomnieć, że mózg człowieka nie ewoluuje tak szybko, jak otaczający nas świat, więc na poziomie neurobiologicznym funkcjonuje podobnie, jak w czasach prehistorycznych. Wydaje się wręcz, że nie nadąża za tym, co się dzieje wokół. Nie ma w tym nic dziwnego, bo obszary odpowiadające za pojawienie się emocji znajdują się w głębszych strukturach w mózgu i o ile kora się rozwinęła, o tyle struktury nazywane jako limbiczne ewoluują w mniejszym stopniu (niektórzy nawet uważają, że w ogóle nie ewoluują), zachowując swoje pierwotne funkcje. Zatem emocjonalnie na zagrożenie reagujemy wciąż tak samo. To, co się zmieniło, to przetwarzanie emocji. Kiedyś to było proste: atakuje tygrys – boje się – uciekam – walczę albo udaję martwego – przeżywam strach – moje życie jest uratowane – uspokajam się – dostaję wsparcie społeczne.

Obecnie chcemy nad emocjami, zwłaszcza nad tymi negatywnymi, nieprzyjemnymi „panować”, „zarządzać nimi”, czyli często po prostu ich nie czuć i nie przeżywać. Okazuje się, że bardzo niekorzystne jest blokowanie emocji. Zablokowanie przeżycia, przetworzenia emocji nie powoduje, że one znikają. One cały czas są. Zostają, nieintegrowane z pamięcią, z wydarzeniem. Nieprzetworzony strach potrafi na przykład robić naprawdę zaskakujące rzeczy „z człowiekiem”. Na przykład zmienia funkcjonowanie obszaru w mózgu, który odpowiedzialny jest za odczuwanie tej emocji i powoduje, że boimy się bardziej i coraz większa liczba sytuacji, przedmiotów wywołuje w nas strach. Albo wręcz odwrotnie- przestajemy się prawie bać i pakujemy się w ryzykowne sytuacje, „szukamy wrażeń”. Bardzo często emocje zaczynają się nam mieszać: boimy się czegoś, na przykład, że się spóźnimy i szef będzie miał pretensje, a na zewnątrz się złościmy. Jeżeli emocje zostały zablokowane we wczesnym dzieciństwie, to dopóki nie przepracujemy ich w terapii, mamy kłopot w nazywaniu, wyrażaniu i rozpoznawaniu emocji u siebie i u innych, a stąd już tylko mały krok do nieudanych związków. Co jeszcze „potrafią” nieprzetworzone emocje? Otóż na pewno każdy słyszał o objawach psychosomatycznych: bóle głowy, zespół jelita drażliwego, choroby tarczycy, bóle brzucha, kręgosłupa i wiele innych- to może być wynik nieprzetworzonych emocji. Niektórzy powiedzą: to stres, a stres to przecież też zespół reakcji emocjonalnych. Zatem, jeżeli trudno znaleźć przyczynę dolegliwości somatycznej, zachęcam do przyjrzenia się emocjom.

Kolejna kwestia – depresja. Okazuje się, że na depresję chorują między innymi osoby, które nie przeżyły tak naprawdę smutku. Nie dopuściły do siebie tej emocji, nie pozwoliły sobie na nią. Smutek został nieprzetworzony w mózgu aż do momentu przepracowania w terapii. A jak do tego mają się leki antydepresyjne? Czasem smutek tak się rozgaszcza w mózgu, że nie ma miejsca już na nic innego i trzeba sięgnąć po farmakologię, żeby trochę ten smutek deaktywować, ale bez terapii smutek będzie ujarzmiony tylko przez czas przyjmowania leków, no i nadal będzie nieprzetworzony. Próby opanowania depresji, wyjścia z niej będą przypominały Syzyfa z jego kamieniem. Po pierwsze będą pochłaniały bardzo dużo energii i na nic innego, na życie nie będzie jej wystarczało, po drugie, kiedy już będzie wydawało się, że jest dobrze (kamień prawie na szczycie góry), depresja wróci. A chodzi o to, żeby ten kamień przetoczyć na drugą stronę góry i już nie wkładać tyle energii we wtaczanie go na górę. To, co jest jeszcze bardzo ważne: nie można zablokować przeżywania jedynie emocji nieprzyjemnych, jak już „blokujemy”, to wszystko, również te przyjemne i całkiem przestajemy czuć emocje, doznania ciała i powstaje wrażenie, że nie czujemy nic. W depresji nie jest wcale najgorsze uczucie smutku, najgorsze jest wrażenie nieczucia niczego, także pozytywnych emocji w stosunku do bliskich

Jeżeli masz poczucie lub inni Ci mówią, że coś u Ciebie z emocjami jest „nie tak” – nie czujesz ich, albo wręcz przeciwnie – czujesz, ale za dużo, za często, emocje pojawiają się w sposób niedopasowany do sytuacji, to poszukaj pomocy u psychologa. Warto sięgnąć po takie wsparcie, bo unikanie emocji powoduje, że jeszcze bardziej się ich boimy, a im bardziej się obawiamy, to jeszcze bardziej je blokujemy i powstaje efekt błędnego koła, czy śnieżnej kuli a my mamy coraz mniej energii.

Jedynym sposobem na „poradzenie sobie z emocjami”, jest ich przeżycie i poczucie, one przyjdą, jakiś czas w nas pobędą, zostaną przetworzone, zostanie z nich to co zostać powinno i tam, gdzie powinno, zostaną wpisane w linię życia, powiązane z konkretnym doświadczeniem, zapamiętane i będą jednym z wspomnień.

Uspokajające oddychanie

Co ma ze sobą wspólnego stres i oddychanie? Interpretacja sytuacji jako stresowej, trudnej, czy zagrażającej powoduje określoną reakcję w organizmie człowieka. Uaktywniają się struktury i neuroprzekaźniki w mózgu, które wywołują przyspieszone bicie serca, spłycony i szybki oddech, wzrost ciśnienia krwi. Konsekwencją tych zmian jest wzmocnienie „przekonania” mózgu, że dzieje się coś złego, zagrażającego, a skoro mózg tak „czyta” sygnały z ciała, to dalej utrzymuje ciało w gotowości bojowej.

Cały organizm jest skoncentrowany na radzeniu sobie z sytuacja stresową, co hamuje procesy poznawcze, czyli mówiąc wprost – przestajemy „myśleć” i tym samym trudniej jest wygasić reakcje emocjonalne na stres z poziomu argumentów, czy mówienia sobie: uspokój się. Jedną z technik, która w szybki, bezpieczny i prosty sposób „wysyła sygnał” do mózgu, że sytuacja jest opanowana i pozwala odzyskać równowagę jest oddychanie przeponowe. Zachęcam do praktykowania:-)

uspokajające oddychanie schemat

schemat uspokajającego oddychania

Zmiana – jeszcze jedno spojrzenie

Przyjrzyjmy się sytuacji, z jaką spotykamy się „przy okazji” posiadania dzieci. Ileż mamy ułatwień już od jego urodzenia: pieluchy jednorazowe, smoczki. Osobnym tematem, który tu też  potraktujemy, jako ułatwienie „obsługi” dziecka jest karmienie piersią i jego alternatywa: butelka ze smoczkiem. Kiedy zaczynamy korzystać z naturalnych i obecnie najlepszych udogodnień, nie możemy się ich nachwalić, nawet trudno nam sobie wyobrazić bez nich życie.

Mijają dwa lata… Smoczek jakoś dziwnie wygląda w buzi naszego dziecka, mama nie bardzo chce po raz kolejny rezygnować z szansy na rozwój w postaci dwudniowego szkolenia z daleka od miejsca zamieszkania, bo przecież musi nakarmić dziecko. Niedługo maluch idzie do przedszkola, tymczasem bez pieluchy ani rusz i do tego zasypia tylko bujany w wózku, a tu perspektywa leżakowania w placówce edukacyjnej wcale już nie taka odległa… Oczywiście, to nieco przerysowany obrazek:-) To, co chcę powiedzieć, że zmiany są wpisane w nasze życie już od jego początku, co więcej nawet te najlepsze rozwiązania, jeśli są stosowane zbyt długo, zaczynają być przeszkodą w ROZWOJU! To, co do tej pory stało się ułatwieniem, zaczyna przeszkadzać, uwierać, chcemy się tego pozbyć, wyrzucić, odstawić, odzwyczaić się od tego. Co się dzieje dalej? Postanawiamy: będzie zmiana! Pozbywamy się tego wszystkiego. Teraz, zaraz, od razu.

W tym miejscu przerwę i nieco zmienię założenia, bo nie czuję się na siłach opisać- to pierwszy powód- co się wydarzy jeśli jednocześnie zdecydujemy: zabrać dziecku smoczek, przestać karmić piersią, położyć do spania we własnym łóżeczku i pozbawić pieluchy. Drugi powód: zwykle też tak się nie dzieje, że wprowadzamy wszystkie zmiany na raz, a jeśli ktoś by miał taką pokusę, czy to w takim przypadku, czy to też na innym gruncie, na przykład zawodowym, wydaje się to być trudniejsze, niż wprowadzanie zmian mniej skumulowanych. To pierwszy wniosek, który chciałam wyprowadzić na tym życiowym i bliskim memu sercu przysłowiu: „nie wszystko na raz, bo będzie ambaras”

Skupmy się w takim razie na takiej sytuacji: dziecko używa smoczka, a już wg wszystkich znaków na ziemi i niebie – lepiej by było, żeby się z nim rozstało. Jak powyżej: trzeba to zmienić! Są na to różne sposoby. Oglądamy Supernianię, w poszukiwaniu niezawodnych sposób na bezstresowe pożegnanie się ze smoczkiem , przeglądamy poradniki typu „Dla rodziców”, „O dzieciach”, itp., czy „zatrudniamy” wróżkę, która to zaopiekuje się smoczkiem, zostawiając w zmian jakiś atrakcyjny gadżet. A działanie poprzedzamy rozmową z naszym dzieckiem: spokojną , rzeczową, poważną, pełną merytorycznych i emocjonalnych argumentów. I co dalej? Uzyskujemy zgodę, akceptację wyrażane potakiwaniem głową. Sielanka trwa aż do wieczora. Wtedy to okazuje się, że nasze dziecko nie chce gadżetu z firmowym logo, ani żadnym innym, chce smoczka i tylko smoczka. Wiemy już o tym nie tylko my, ale i nasi bliscy i dalsi sąsiedzi. Mówiąc wprost: jest źle. Czujemy zmęczenie, irytację, zniechęcenie i może się zdarzyć, że skapitulujemy: oddamy smoczek.

Wnioski, jakie chciałabym „wyprowadzić” z tej sytuacji, to po pierwsze: planując zmianę, warto przewidywać jej konsekwencje i się na nie przygotować, po drugie: warto zadbać o odpowiednią przestrzeń na zmianę i bardziej niż zwykle zwrócić uwagę na własną kondycję psychiczną i fizyczną. Po trzecie wypracować w sobie absolutne przekonanie do zmiany. Po czwarte: warto pamiętać o tym, że czas wprowadzania zmiany, to czas, w którym naturalnie najpierw jest gorzej, żeby po tym było lepiej. To też jest ten moment, kiedy pokusa wrócenia „na stare tory” jest bardzo duża. To, co moim zdaniem w zmianie jest może nawet najtrudniejsze, to utrzymanie zmiany, a nie jej wprowadzenie.

Alternatywna sytuacja jest taka, że wytrzymujemy ten chaos i hałas, po wszystkim padamy umęczeni spać, jest późno w nocy. Następnego dnia, profilaktycznie, od samego rana robimy wszystko, żeby dziecko „nie przypomniało” sobie o smoczku, z drżeniem serca czekamy na wieczór… A tym czasem dziecko kładzie się, jak zwykle, przytula nową maskotkę… Przeżywamy szok:-) Jaki z tego wniosek: ci, którzy wprowadzają zmianę mogą być znacznie bardziej przywiązani do „starego” , niż ci, których ta zmiana bezpośrednio dotyczy. Możemy niepotrzebnie „projektować” na innych swoje obawy, nasz sposób postrzegania, czy reagowania na zmiany.

Podsumowując: zmiany towarzyszą nam już od urodzenia. Niektóre są inicjowane przez nas, inne przez innych. Mówi się dużo o tym, jak ludzie reagują na zmianę, kiedy ta jest im komunikowana i niezależna od nich Tutaj chciałam spojrzeć od strony osoby, która dostrzega potrzebę zmiany i postanawia ją wprowadzić w życie.

Zawsze i nigdy

Kwantyfikatory wielkie – jeśli macie skojarzenia z matematyką, to słusznie, bo w matematyce kwantyfikatory też funkcjonują. Ponieważ na matematyce znam się słabo, opowiem o kwantyfikatorach, jako pojęciach, słowach, po które często sięgamy. Aby je zobrazować posłużę się historyjką (wszelka zbieżność z prawdziwymi osobami i sytuacjami przypadkowa).

Spotykam koleżankę. Wygląda na zmęczoną: podpuchnięte oczy, szara cera, ziewa. Szybko diagnozuję – nieprzespana noc. Zagaduję delikatnie:

– Coś się wydarzyło?
– Nie, nic szczególnego. Kiepsko spałam… Pokłóciłam się wczoraj z mężem. A wiesz, co jest
najgorsze…?! Jak teraz o tym myślę, to właściwie nie wiem o co…
– Opowiedz po kolei.
– Przyszłam do domu, a tu z kosza znów się wysypują śmieci, a on jak gdyby nigdy nic mówi do
mnie: „może ci herbatę zrobić”? Herbatę! Masz pojęcie? Mówię spokojnie (czytaj: cedzę przez
zęby): „znów nie wyniosłeś śmieci, zawsze muszę ci o tym przypominać, nigdy o tym nie
pamiętasz!”. A on mi na to, że nieprawda, że wczoraj wyniósł, a w ogóle to widzę tylko śmieci.
Ja: „no, trudno ich nie widzieć, skoro zawsze jest pełny kosz!” – i od słowa do słowa, po
wymianie wzajemnych „uprzejmości” skończyło się na cichym wieczorze. Tak o tym myślę i nie
wiem, o co chodzi – co ja takiego powiedziałam?

Zatem, co takiego się stało u koleżanki? Padły co najmniej dwa słowa i to w jednym zdaniu, słowa, bez których można się zupełnie obejść (no chyba, że chcesz się właśnie pokłócić, do tego celu są niezastąpione). Zawsze i nigdy- słowa, które w większości wypadków są określeniem, po pierwsze nieprawdziwym, a po drugie niesprawiedliwym i dlatego budzą opór, sprzeciw i negatywne emocje odbiorcy. Czemu dobremu mają służyć stwierdzenia typu: „zawsze się spóźniasz na spotkania”, „nigdy nie przygotowujesz raportu na czas”? Otóż, z pełnym przekonaniem mówię, że niczemu dobremu nie służą.

Inne przykłady kwantyfikatorów: wszyscy, każdy, inni, zwykle, często, zazwyczaj, kiedyś, nikt. Są to określenia mało konkretne, najczęściej nieprawdziwe i takie, które łatwo można podważyć. Czy ich wydźwięk jest wyłącznie negatywny? Nie, bo można powiedzieć: zawsze możesz na mnie liczyć, nigdy nie zostawię cię w potrzebie. Brzmi miło, prawda? Pytanie, czy wiarygodnie, czy rozmówca będzie w stanie wywiązać się ze swoich obietnic?

Przesłanie: bez kwantyfikatorów można żyć, a unikanie ich służy poprawie komunikacji. Co zamiast? Na przykład zauważ, że ktoś bliski zrobił ci właśnie dziś herbatę, uciesz się i pochwal go za to:-)

Słowo – młotek

“Bardzo dobra prezentacja, ale trochę za długa”.
“To dobry telefon, ale droższy”
“Super, że dostałeś cztery plus, ale piątka byłaby lepsza”.

Spójnik “ale”, nazywany czasem słowem “młotkiem”, bo niczym młotek rozbija zdanie na dwie części i niczym młotek niszczy tę część, która pojawiła się przed słowem “ale”. Słówko to, tak pozornie niewinne, potrafi zmienić pochwałę w krytykę, zaletę w wadę. Powoduje, że zostaje w pamięci tylko ta część zdania po “ale”. Czy często zdarza się konstruować zdanie w ten sposób?

„Za długa ta prezentacja, ale bardzo dobra”.
„Ten telefon jest droższy, ale bardzo dobry”.
„Piątka byłaby lepsza, ale super, że dostałaś cztery plus”.

Uważam, rzadko w ten sposób się konstruuje zdania. Po pierwsze: dlatego, że mamy
wdrukowany komunikacyjny dogmat: najpierw mów o pozytywach, a po drugie: brzmią one jakby trochę nielogicznie (w potocznym tego słowa rozumieniu, bo jak brzmią z punktu widzenia logiki, jako nauki nie podejmuje się rozpatrywać:-)). Okazuje się też, że słowo “ale” nie ma mocy kasującej krytykę, czy mniej pozytywną informację nawet, jeśli pojawiła się ona przed słowem “ale”. Słówko to “kasuje” tylko pozytywne informacje! Co zatem można z tym fantem zrobić?

Jak chwalisz, to pochwal i postaw kropkę. Tam, gdzie to możliwe, zastąp spójnik “ale” spójnikiem “i” lub “i dlatego”:

„Ten telefon jest bardzo dobry i dlatego jest droższy”.

Przyjrzyjcie się swojemu “ale” i “ale”, które słyszycie od kogoś. Czy “ale” należy całkowicie wyeliminować ze swojego słownika? Niezupełnie. Można go bezpiecznie używać w takich oto stwierdzeniach:

“Ale dziś piękna pogoda!”:-)