Emocje są ważne, to stwierdzenie, które powtarzają niemal wszyscy a psycholodzy to już na pewno. Zdanie powtarzane jak mantra. Z jakiego powodu emocje są ważne? Po pierwsze: emocje czujemy wszyscy. Emocje podstawowe: radość, smutek, strach, wstręt, złość są uniwersalnym „językiem” – co wiele lat temu wykazał Paul Ekman w swoich badaniach. Niezależnie od kultury są one wyrażane w podobny sposób i bez większego trudu rozpoznawane. Uwagę zwraca fakt, że przeważają emocje nieprzyjemne, ale to właśnie taki zestaw gwarantował i nadal gwarantuje gatunkowi ludzkiemu przetrwanie. Radość i smutek kształtują relacje społeczne, informują, że ktoś lub coś jest ważne. Wstręt chroni przed trującym jedzeniem, pozwala na uniknięcie toksycznych substancji. Złość (gniew) motywuje do walki, odstrasza przeciwników, jest nośnikiem energii. Strach – bardzo „nielubiana” emocja, ale bardzo potrzebna, bo informuje o zagrożeniu i uaktywnia strategię: „walcz, uciekaj lub zamroź się” i pomaga przeżyć w znaczeniu dosłownym ale też przetrwać psychicznie. Można by przypuszczać, że emocje kiedyś miały większe znaczenie, niż obecnie. Mają jednak co najmniej takie samo, jak nie większe, bo jeśli działają dobrze, to są niezawodnymi przewodnikami po coraz bardziej skomplikowanym świecie.
Warto też przypomnieć, że mózg człowieka nie ewoluuje tak szybko, jak otaczający nas świat, więc na poziomie neurobiologicznym funkcjonuje podobnie, jak w czasach prehistorycznych. Wydaje się wręcz, że nie nadąża za tym, co się dzieje wokół. Nie ma w tym nic dziwnego, bo obszary odpowiadające za pojawienie się emocji znajdują się w głębszych strukturach w mózgu i o ile kora się rozwinęła, o tyle struktury nazywane jako limbiczne ewoluują w mniejszym stopniu (niektórzy nawet uważają, że w ogóle nie ewoluują), zachowując swoje pierwotne funkcje. Zatem emocjonalnie na zagrożenie reagujemy wciąż tak samo. To, co się zmieniło, to przetwarzanie emocji. Kiedyś to było proste: atakuje tygrys – boje się – uciekam – walczę albo udaję martwego – przeżywam strach – moje życie jest uratowane – uspokajam się – dostaję wsparcie społeczne.
Obecnie chcemy nad emocjami, zwłaszcza nad tymi negatywnymi, nieprzyjemnymi „panować”, „zarządzać nimi”, czyli często po prostu ich nie czuć i nie przeżywać. Okazuje się, że bardzo niekorzystne jest blokowanie emocji. Zablokowanie przeżycia, przetworzenia emocji nie powoduje, że one znikają. One cały czas są. Zostają, nieintegrowane z pamięcią, z wydarzeniem. Nieprzetworzony strach potrafi na przykład robić naprawdę zaskakujące rzeczy „z człowiekiem”. Na przykład zmienia funkcjonowanie obszaru w mózgu, który odpowiedzialny jest za odczuwanie tej emocji i powoduje, że boimy się bardziej i coraz większa liczba sytuacji, przedmiotów wywołuje w nas strach. Albo wręcz odwrotnie- przestajemy się prawie bać i pakujemy się w ryzykowne sytuacje, „szukamy wrażeń”. Bardzo często emocje zaczynają się nam mieszać: boimy się czegoś, na przykład, że się spóźnimy i szef będzie miał pretensje, a na zewnątrz się złościmy. Jeżeli emocje zostały zablokowane we wczesnym dzieciństwie, to dopóki nie przepracujemy ich w terapii, mamy kłopot w nazywaniu, wyrażaniu i rozpoznawaniu emocji u siebie i u innych, a stąd już tylko mały krok do nieudanych związków. Co jeszcze „potrafią” nieprzetworzone emocje? Otóż na pewno każdy słyszał o objawach psychosomatycznych: bóle głowy, zespół jelita drażliwego, choroby tarczycy, bóle brzucha, kręgosłupa i wiele innych- to może być wynik nieprzetworzonych emocji. Niektórzy powiedzą: to stres, a stres to przecież też zespół reakcji emocjonalnych. Zatem, jeżeli trudno znaleźć przyczynę dolegliwości somatycznej, zachęcam do przyjrzenia się emocjom.
Kolejna kwestia – depresja. Okazuje się, że na depresję chorują między innymi osoby, które nie przeżyły tak naprawdę smutku. Nie dopuściły do siebie tej emocji, nie pozwoliły sobie na nią. Smutek został nieprzetworzony w mózgu aż do momentu przepracowania w terapii. A jak do tego mają się leki antydepresyjne? Czasem smutek tak się rozgaszcza w mózgu, że nie ma miejsca już na nic innego i trzeba sięgnąć po farmakologię, żeby trochę ten smutek deaktywować, ale bez terapii smutek będzie ujarzmiony tylko przez czas przyjmowania leków, no i nadal będzie nieprzetworzony. Próby opanowania depresji, wyjścia z niej będą przypominały Syzyfa z jego kamieniem. Po pierwsze będą pochłaniały bardzo dużo energii i na nic innego, na życie nie będzie jej wystarczało, po drugie, kiedy już będzie wydawało się, że jest dobrze (kamień prawie na szczycie góry), depresja wróci. A chodzi o to, żeby ten kamień przetoczyć na drugą stronę góry i już nie wkładać tyle energii we wtaczanie go na górę. To, co jest jeszcze bardzo ważne: nie można zablokować przeżywania jedynie emocji nieprzyjemnych, jak już „blokujemy”, to wszystko, również te przyjemne i całkiem przestajemy czuć emocje, doznania ciała i powstaje wrażenie, że nie czujemy nic. W depresji nie jest wcale najgorsze uczucie smutku, najgorsze jest wrażenie nieczucia niczego, także pozytywnych emocji w stosunku do bliskich
Jeżeli masz poczucie lub inni Ci mówią, że coś u Ciebie z emocjami jest „nie tak” – nie czujesz ich, albo wręcz przeciwnie – czujesz, ale za dużo, za często, emocje pojawiają się w sposób niedopasowany do sytuacji, to poszukaj pomocy u psychologa. Warto sięgnąć po takie wsparcie, bo unikanie emocji powoduje, że jeszcze bardziej się ich boimy, a im bardziej się obawiamy, to jeszcze bardziej je blokujemy i powstaje efekt błędnego koła, czy śnieżnej kuli a my mamy coraz mniej energii.
Jedynym sposobem na „poradzenie sobie z emocjami”, jest ich przeżycie i poczucie, one przyjdą, jakiś czas w nas pobędą, zostaną przetworzone, zostanie z nich to co zostać powinno i tam, gdzie powinno, zostaną wpisane w linię życia, powiązane z konkretnym doświadczeniem, zapamiętane i będą jednym z wspomnień.